Książę rękę mu podał i, ukłoniwszy się, wyszedł.
Starego wygi zwieść nie było łatwo.
Od wczoraj patrzał na córkę i czytał na jej twarzy jakby nadchodzącą jakąś katastrofę. Postępowanie Lesława potwierdzało dyagnozę.
Wrócił na śniadanie do córki.
Nera wyszła do niego z chmurą na czole.
— Mów otwarcie, — odezwał się, siadając stary — musieliście się wczoraj wieczorem z Lesławem powaśnić? Co to jest?
— Nie widziałam go wcale wczoraj wieczorem, — odparła Nera. — Jeździliśmy na spacer z Andreą.
Książę popatrzył na podłogę.
— Nic się nie domyślasz? — spytał córki.
Ruszyła ramionami.
— Lesław ma chorobliwe fantazye, — rzekła powoli. — Wiem, że zazdrosny jest o Andreę.
— Ma może słuszność. Ja się do waszych stosunków i historyi sercowych nie mieszam. Interwencya w takich sprawach więcej szkodzi, niż pomaga, — ale, kochana moja, twoja miłość dla Lesława, lękam się bardzo — ostyga.
Nera zrobiła minkę jakąś dwuznaczną.
— Nie, — rzekła po długim przestanku, — ale nie chcę, aby mnie ona czyniła niewolnicą. Jest smutną, ja potrzebuję swobody, a czasem uśmiechu i wesela.
To mówiąc, usiadła.
— Nie znoszę zazdrosnych, — dokończyła.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/108
Ta strona została skorygowana.