szałkowej. Tu wiadomostki się jednoczyły. Ossowska wiedziała już, że wieczorem widziano Lesia powracającego z wycieczki bardzo bladego i pomieszanego, i że w dobry kwadrans potem tąż samą drogą wracali Nera i Rumun, on niezmiernie wesół, a ona blada i posępna.
Złożywszy to z wczorajszą herbatą w domu, z dzisiejszem zamknięciem na górce, marszałkowa przychodziła do nieomylnego wniosku, iż coś zaszło, jakaś scena zazdrości.
Z tem powróciła z południa do hrabiny.
— Moja droga, jeżeli się nie mylę, — rzekła jej na ucho — voilà le commençement de la fin. Lesio musiał ich gdzieś na przejażdżce pochwycić, jest zraniony. Idzie o to, aby nie dał sobie oczów zamydlić.
Hrabina teraz, gdy się takie rozwiązanie pożądane dla niej zbliżać zdawało, drżała o syna.
— Biedny Lesio, cierpieć będzie okrutnie! — wzdychała.
— Ale to przejdzie, — mówiła marszałkowa.
Przy obiedzie niespodziane wystąpienie Lesława zdumiło matkę.
Willa w Hyéres, najęta na cały sezon, stała pusta i liczyła się zawsze jako należąca do hrabiny.
— Jeżeliby się mamie w Nizzy znudziło — odezwał się Lesław — bo tu może dla niej nadto jest wrzawy i ludzi, gdyby mama wolała Hyéres —