— Widzę to w istocie — rzekł Filipesco — ale sądziłem, że się pogodzicie, tymczasem... O cóż to poszło? — dodał.
— Zdaje mi się, że mu przejażdżki moje z Andreą się nie podobały — odezwała się Nera — tak, jak wogóle Andrea mu był przykry. Stał się zazdrosnym, biedny. Ja przecież uniewinniać się i tłómaczyć nie mogłam, a on mnie nawet nie wyzwał do tego. Ostygł, odsunął się, prawie zerwał.
— Tak, zerwał, to rzecz widoczna — potwierdził Filipesco — żal mi go i ciebie żal, miałem słabość do tego człowieka, któremuś mogła dać chwilę szczęścia i choć marzenie o niem.
— Dziś już to zapóźne żale — rzekła Nera.
— Poczciwy Andrea ci go nie zastąpi — dołożył Filipesco — dobry chłopiec, ale w głowie pusto i nigdy się już rubaszności nie pozbędzie. Nie jest to mąż dla ciebie. Rychlejbyś jeszcze się nim znużyła, niż Lesławem. Myślę go nazad do Bukaresztu wyprawić.
Nera odeszła, nic nie mówiąc.
Tegoż dnia książę kuzynkowi zapowiedział, że ma jechać napowrót do Rumunii.
— Poco? — zapytał Andrea.
— Bo mi się zdaje, że tam właściwsze jest miejsce dla ciebie — mówił stary. — Nie masz tu co robić.
Młokos szarpnął wąsa i ruszył ramionami. Poszedł do Nery. Wieczorem córka oświadczyła ojcu, że postanowiła wyjść za kuzynka.
Ojciec w oczy jej popatrzył.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/116
Ta strona została skorygowana.