kaną bowiem delikatnością i miłosierdziem, — ciągle potykającego się chłopaka naprowadzał na drogę i starał się mniej go uczynić śmiesznym. Nera wolałaby była może spór między nimi, niż to protekcyonalne miłosierdzie nad upośledzonym wybranym swojego serca.
Nadszedł naostatek Filipesco, którego tu sprowadził widok znajomego ekwipażu Lesława przed gankiem.
— Cóż to za miła dla nas niespodzianka, — począł, witając go serdecznie, — i jak sobie winszuję, żem się nie mógł raniej wybrać do Monaco. Wiesz, — dodał, — znowu wpadłem w niewolę rouge et noire, rulecie dałem za wygranę, nadto mnie już wiele kosztowała, a raz tylko parę tysięcy franków udało mi się wyrwać z jej paszczy. A wy? co porabiacie?
— My, wybieramy się na Podole i dlatego przybyłem pożegnać księcia, — rzekł Lesław. — W Hyéres puściej jeszcze, niż zwykle, choć ono nigdy ludnem nie jest, a nadewszystko gorąco nam dokucza.
— Nie jedziecie więc do morza? — zapytał książę. — Ja sam nie wiem, co pocznę.
Tu wskazał na Nerę i Andreę.
— Ci państwo zamierzają w same upały piec się we Włoszech, — dodał szydersko. — Przestrzegam Andreę, że dostanie un coup de soleil, on dowodzi, że mu słońce nie zaszkodzi. Ma może słuszność.
Nera rumieniła się, zniecierpliwiona.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/124
Ta strona została skorygowana.