Siostry bywały z sobą różnie, — w zupełnym rozbracie, w ścisłych stosunkach, w obojętności.
Du Pont należała do typów paryskich bardzo pospolitych. Młodsza od pułkownikowej, dowcipna, zręczna, niegdyś bardzo piękna, a do dziś dnia jeszcze wcale ładna i dobrze zachowana, — łódką swojego życia umiała kierować z niepospolitą zręcznością.
Pierwszym tego dowodem było, że mogła się zwać i była w istocie „rentière ”. Grała na giełdzie szczęśliwie, miała piękne mieszkanie na trzeciem piętrze, w bardzo pięknym nowym domu, którego, jak mówiono, była współwłaścicielką; stroiła się, córce dała wychowanie świetne. Stosunki wreszcie, zwłaszcza w towarzystwie męskiem, sięgały najwyższych sfer arystokratycznych i giełdowych. Miała w obu protektorów bardzo gorących i wpływowych. Słowem, w swej sferze pani Matylda, była — une puissance.
Siostry, naprawdę powiedziawszy, nie lubiły się. Matylda wyrzucała pułkownikowej nieumiejętność życia, chytrość, zawiść, przewrotność, pani de la Porte — zwała Matyldę Talleyrand’em w spódnicy.
Pojednały się jednak teraz i żyły z sobą na stopie — obojętności łagodnej. Pułkownikowa tego nie mogła darować siostrze, że jej do domu wziąć dla wychowania córki nie chciała.
Du Pont ruszała ramionami, gdy o tem mówiono i mruczała: — Ja! wziąć tę żmiję do mojego domu... dozwolić jej wyrwać mi serce mego dziecięcia, — pas si bête!
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/16
Ta strona została skorygowana.