— Mogę spytać cóż to takiego? — siadając i przeglądając się w wielkiem lustrze, odparła pani de la Porte.
— Przyjechał do Paryża mój stary i dobry przyjaciel, twój także, książę Filipesco. Ale ty go znałaś pod nazwiskiem, on ma drugie... ty już wiesz. Nie przypominam sobie.
Pani de la Porte podszepnęła zapamiętane dobrze.
— Wiesz pewnie, że on jest ojcem tej panny, którą ci dano do pilnowania.
— Wiem i nie wiem.
— Ale, niezawodnie, tak jest, przynajmniej się przyznaje do tego, — dodała du Pont. — Jest to marnotrawca, dziwak, rozpustnik, ale los mu tak sprzyjał, że kilka razy straciwszy znaczną fortunę, znowu podobno jakiś spadek otrzymał.
— A! a! — szepnęła, wsłuchana pilno w opowiadanie siostry przybyła.
— Filipesco żywo się zajmuje losem córki, którą przez długi czas z oczów był stracił. Serce czy fantazya w nim gra? nie wiem. Mniejsza o to, ale — potrzeba mu pomódz!
Spojrzała na pułkownikową, która minę nastroiła bardzo seryo.
— Zobaczymy, o ile się to da zrobić, bez narażania się z mej strony, — odparła pani de la Porte.
Spojrzały na siebie.
— Tłómacz się jasno, — rzekła sucho gospodyni domu.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/18
Ta strona została skorygowana.