dzie, że jej ani papa Simon ze swemi milionami, ani wy z tytułem i nazwiskiem nie zaimponujecie, bo ona to wszystko lekceważy, a gdy się jej kto podoba, pytać was, nikogo, o pozwolenie nie będzie.
— Diantre! — przerwał Filipesco, — będzie miała zupełną słuszność. Naszą rzeczą jest starać się ją sobie pozyskać, ale gwałtu jej zadawać — ani się godzi, ani pozwolę, ani sam o nim myślę. Tłomacz to sobie, kochana pani Olimpio, jak chcesz, — ale myślę się cały poświęcić dla dziecka. Nie mam co robić, a w niej czuję moją krew. Tymczasem, — dodał, śmiejąc się, — ja jej od dziecka nie widziałem, nie znam, pilno mi się do niej zbliżyć. Rób co chcesz, ale mnie wprowadź.
— Ja? ale jakimże tytułem? — spytała pułkownikowa, — boć potrzeba choćby pretekstu.
— Wymyśl go, — odparł Filipesco.
— Podaję inny środek, — przerwała pani de la Porte. — Zdaje się z tego, co mówicie, że znacie polskie owo hrabiątko. Eh bien! niech on was wprowadzi.
— Tak, — to jest też — idea! — rzekł księżę, — może niezła, ale ja go znam mało, i...
Zamyślił się głęboko książę, wypił kieliszek Wina, nalał sobie drugi, spełnił i ten zaraz — postawił i rzekł.
— Dobrze. On mnie wprowadzi. Myśl przyjmuję...
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/27
Ta strona została skorygowana.