kształconą bardzo, pełną dystynkcyi i znakomicie utalentowaną.
— Księżniczką i — dziedziczką milionów bankiera — dodała Salomea. — Wszystko to razem wzięte, stanowi plotkę, która w istocie mogła mamę o chorobę przyprawić.
Lesław poruszył ramionami.
— I rozumiem, — dodała, — dlaczego wy też tak mizernie, zmęczonym wyglądacie.
Załamała ręce panna Salomea, i usta zagryzła. Lesław stał jak winowajca.
Spojrzał na nią, — wziął za rękę, pocałował i — wyszedł.
Zaledwie powrócił do siebie, — ojciec zabrał go na rozmowę, ale ta się toczyła cała o stosunkach sąsiedzkich i gospodarstwie w Poddębcach, o rzeczach obojętnych. Chciał widocznie rozerwać tylko syna. Lesław, jak mógł, udawał mocno zainteresowanego tem, co go wcale nie zajmowało. Śmieli się i żartowali.
Hrabia potem kazał wyprowadzić konie i kapitan Cholewa popisał się z arabem, którego dla Lesława ujeździł. Nadeszła potem matka i nadjechał stary doktór.
— Jestem natrętnym, — rzekł na wstępie, — ale nie mogłem się powstrzymać, aby wczoraj tak na krótko tylko mając hrabiego Lesława, dziś tu nie pogonić za nim.
Trwały wesołe rozmowy o wszystkiem, co na myśl przyszło, aż prawie do obiadu. Ojciec wziął na stronę doktora.
— Jak ty go znajdujesz?
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/61
Ta strona została skorygowana.