Powitaniom, uściskom, łzom nawet nie było końca. Marszałkowa śmiała się i płakała z równą łatwością, potem przyszły opowiadania, naostatek zwierzenia poufne. Pani hrabina z podziwieniem przekonała się, iż przyjaciółce nic nowego nie może powiedzieć, — bo ta wiedziała wszystko, a domyślało się więcej jeszcze.
Mówiły więc, zupełnie otwarcie.
Hrabina nie taiła ani obawy, ani wsrętu, ani utrapienia własnego i męża, z powodu tego niefortunnego romansu syna, ale jakże tu było drażnić Lesia, delikatnego, któremu „zagrażała“ choroba piersiowa! Hrabina w końcu rozpłakała się rzewnie.
— Ale, moja Dosiu kochana, — odparła cichuteńko marszałkowa, — mnie się zdaje, że ja ciebie pocieszę. Cierpliwości tylko potrzeba i krwi zimnej.
Otarłszy łzy, hrabina słuchała zdumiona.
— Ja mam dosyć bystre oko, — mówiła Ossowska, i zdaje mi się, że jak nieraz w życiu odgadłam następstwa, tak i teraz je potrafię przewidzieć. Niema tu jeszcze nic zdesperowanego wszystko się odmienić może.
— Jakim sposobem?
— Posłuchaj tylko, — ciągnęła dalej marszałkowa, — i mnie nie wydaj, że to masz odemnie. Nerę ja znam, jest to w istocie fenomenalna istota, urocza, utalentowana, dystyngowana, piękna. Lesio, równie idealny, musiał się jej podobać, lecz czy ta miłość ku niemu będzie trwałą, — ja nie ręczę. On a jest niezmiernie żywą, potrzebującą
Strona:PL JI Kraszewski Nera 3.djvu/93
Ta strona została skorygowana.