z prawdziwém w tym kunszcie mistrzostwem. Poprzeć fałsz nawet przysięgą najuroczystszą nic go nie kosztowało.
Gdy mu tego dowiedziono, śmiał się. Chudy, wyciągnięty, brudny, z włosami ciemnemi rozczochranemi, fizyognomią miał niby cygańską: oczy duże, czarne, zęby białe, rysy twarzy dość regularne, ale z wyrazem złym, zwierzęcym jakimś, napastliwym. Umiał udawać pokorę, lecz tak go to kosztowało, że cochwila przechodził z niéj do zuchwalstwa.
W bójkach ze studentami obawiano go sic, bo był silny, a bez miłosierdzia, a gdy się zawziął, kąsać był gotów.
Fantastyczne to było stworzenie, lecz niewątpliwie siła się w nim objawiała, któréj tylko pewien nadać kierunek było potrzeba, aby z tego wyrodka zrobić człowieka. Zdaniem powszechném miał jednak wyrosnąć na łotra.
Bojarskiego ciekawość obudził Emil chwilą przypadkowéj rozmowy. Nędza, która była na nim jawną, litościwe serce chłopca poruszyła. Zbliżył się umyślnie do niego, aby go wybadać, a jeśli można, trochę go dobrém słowem nawrócić na drogę pracy spokojnéj.
Nadspodziéwanie swe znalazł Bojarski tego trzecioklasistę rozwiniętym. Nauki było niewiele, ale zdolności, bystrości, daru postrzegawczego
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/100
Ta strona została skorygowana.