Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

staropolskie w obyczaju, mowie, w całém życiu było widoczném, a wybitném.
Nadzwyczaj uprzejmie, a nadewszystko ośmielająco przyjęto tu Bernarda. W rozmowie z samą panią dał się jéj lepiéj poznać i podobał.
Syn hrabiostwa, ów uczeń uniwersytetu, młody hrabia Leon był także w domu, z nim więc zabrał znajomość Bernard. Znalazł w nim powagę nad wiek, ale i prozę jakąś a chłód, które go starszym czyniły, niż był. Podobny do ojca, obiecywał być jeszcze praktyczniejszym od niego i życie poświęcić zadaniu, które uważał za obowiązkowe — podniesieniu gospodarstwa, zarządowi dóbr, interesom.
Obok tego miał zamiłowanie w sztuce, wzięte po matce, i był miłośnikiem obrazów, których już zbiorek rozpoczął.
W tym przedmiocie Bernard był zupełnym nieukiem, co naiwnie wyznawał; z uwagą więc przysłuchiwał się i uczył.
Wieczór zszedł tak szybko, nie postrzeżenie, iż gdy się żegnać przyszło, a wyszedłszy Bojarski spojrzał na zégarek, nie mógł pojąć, gdzie się tyle czasu tak przyjemnie podziało.
Wychodzącemu stary hrabia Zygmunt, trzymając go za rękę, rzekł z rubaszną prostotą:
— Przyjedź do nas z Wrońcem, będziemy radzi. Leon zyska towarzysza, my także miłego