tańca, bo to było potrzebném. Przychodził nauczyciel baletnik i ten ją namówił. Świetna może przyszłość, ale co mi po niéj?... Zgubiona!...
Płakać znowu zaczęła Saska. Z rozmowy z nią Bojarska wyrozumiała, że jeszcze, oprócz wstąpienia do baletu, gdzie jéj piękność, zręczność, wesołość bardzo korzystne wyjednały warunki, o niczém gorszém i straszniejszém mowy nie było.
Uciekła wprawdzie z domu, ale się przeniosła do nauczyciela tańców, który miał żonę i rodzinę. Za pozór do tego porzucenia matki służyła potrzeba nieustannych lekcyj i wprawiania się w skoki.
Samo towarzystwo baletniczek już przeraziło Saską; sława ich przejmowała ją dreszczem. Było do przewidzenia, że pójdzie za prądem, za przykładem, za pokusą.
Matce i wujowi odpowiedziała hardo:
— No, to potrzeba było mnie wydać za mąż, za bogatego. Ja w nędzy żyć wiecznie i marchewkę skrobać nie jestem stworzona. Co mi tam! Potrzebuję żyć i używać — a reszta mi obojętna.
Dwie stare jéjmoście popłakały się i rozprawiały długo. Poszła nareszcie Saska, a profesorowéj znowu się zdawało, że jéj wielki ciężar spadł z serca. Nie mógł Bernard nie uczuć teraz, że Klarcia dla niego była straconą.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/144
Ta strona została skorygowana.