Czasem przychodziła hrabina, na krótką rozmowę, niekiedy hrabia Leon, który objeżdżał folwarki i gospodarstwo.
Zapowiedziana swoboda na wsi była wistocie zupełną. Bernard robił wycieczki samotne i przypatrywał się ludowi, lecz zbliżenie się do niego było zbyt trudném. Czuł się nieprzygotowanym.
Na obiad schodzili się wszyscy; po nim każdy się udawał gdzie chciał, a wieczór spędzano znów razem. Bernard czytywał głośno, rozprawiano, hrabina grała na fortepianie, Leon rysował, bo miał talent do szkiców i karykatury.
Wroniec naówczas albo w zamku od ogrodu palił fajkę, lub szedł spać wcześniéj.
Niekiedy odwiédziny sąsiadów przerywały ten jednostajny, ale bardzo miły, uspokajający duszę tryb życia. Bernard w nim smakował szczególniéj. Nie miał trosk o nic, o matce tylko myślał, ale ta cotydzień regularnie pisywała do niego. Była zdrową i prosiła sama, ażeby syn o nią się nie kłopotał i nie przyśpieszał powrotu.
Jak Bojarski z niewymownie uprzejmych gospodarzy, tak oni byli z niego radzi. Umieli go ocenić, powzięli dla niego szacunek i przyjaźń.
Stary hrabia chętnieby był nawet zajął się losem i przyszłością młodzieńca, którego polubił powagę i statek — ale co było robić z literatem, który tego powołania nie chciał się wyrzec?
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/150
Ta strona została skorygowana.