Starano się potrosze wybić mu z głowy całkowite przynajmniéj poświęcenie się literaturze na inny zawód praktyczniejszy — Bernard stał przy swojém. Nie straszyła go przyszłość cicha, skromna i uboga.
Obudziło to szacunek, a dziwiło, bo nigdy zupełne zrzeczenie się lepszego bytu, robienia majątku nie było pospolitém. Uważano go za fenomen.
Z koniem, ze strzelbą choć trochę się poznajomił Bojarski, ale do poufałości nie doszedł. Dawano mu najspokojniejszego wierzchowca zwykle, a na polowaniu czuwał nad nim stary leśniczy, który więcéj dykteryjkami go zabawiał, niż myśliwstwa uczył.
Wakacye przeszły, jak błyskawica. Hrabiostwo starzy pozostawali na wsi, Wroniec nawet miał tu czas jakiś bawić jeszcze, a hrabia Leon i Bernard wracali do uniwersytetu. Nie kłamał, żegnając się, Bojarski i zapewniając gospodarzy, że pobyt ten na wsi do najmilszych wspomnień jego życia będzie należał.
Wieś zawsze odżywczo działa na człowieka, a zbliżenie do natury krzepi zarówno ciało, jak umysł.
Wiózł z sobą Bojarski wspomnień mnóstwo, całą pakę bibuły z pozasuszanemi kwiatami, dużo notatek z biblioteki i to, czego sam on ocenić
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/151
Ta strona została skorygowana.