Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

dujesz, jak my go nam miłym i pożytecznym. Gwalbertek przywiązał się do swego mistrza.
Spojrzała mu w oczy bystro.
— Wiész pan co, mam nowy wniosek, na który może się zgodzisz — dodała. — Nie wiążmy się jeszcze żadnym dla obu stron ciężkim ślubem. Zróbmy umowę na rok, to poznamy się lepiéj. Wrazie, gdybyś pan nas nie chciał, a my nie mogli dłużéj korzystać z jego poświęcenia, chętnie ofiarujemy półroczną indemnizacyą, chociaż pewną jestem, że im dłużéj będziemy z sobą, tém ściśléj się zwiążemy i zrozumiémy lepiéj. Na wszelki jednak wypadek.... Jak pan to znajdujesz?
Bojarskiemu warunek był najdogodniejszym.
— Z największą wdzięcznością — rzekł — zgadzam się na żądanie pani hrabiny, z jednym tylko warunkiem, że do żadnéj indemnizacyi prawa miéć nie będę.
— O nie, nie! — przerwała hrabina, rada że się tak skończyło — ja stoję przy swojém, uznając to sprawiedliwém. Proszę tylko pana o jedno: w rozmowach z Gwalbertkiem, które na niego widoczny wpływ wywiérają i rozwijają władze jego umysłowe, chciéj pan pamiętać, że chłopiec ten ma od losu zawczasu sobie przeznaczone miejsce i rolę, jaką odegra w społeczeństwie. Do niéj go szczególniéj przygotowywać potrzeba.