Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

Przed przyjaciółkami swemi chwaliła Bernarda, ale pocichu dodawała, iż jednakże pod względem dystynkcyi wychowania wiele zostawiał do życzenia.
Druga połowa roku próby cięższą była od piérwszéj do przebycia. Bojarski przeczuwał znowu nieuchronne rozstanie, hrabina zaś szukała, kimby go zastąpić mogła, ale znaléźć nie umiała. Gniéwało ją to najwięcéj, iż nic wyraźnego, dobitnego, oznaczonego zarzucić nie mogła nauczycielowi. Posuwał powolność dla niéj do ostatecznych granic, przez miłość dla Gwalbertka.
Chłopiec wistocie zasługiwał na nią; budziły się w nim instynktu szlachetne, a właśnie zbyt surowe trzymanie się form ze strony matki, niewola w jakiéj ona go trzymać chciała — pragnienie większéj swobody podbudzały.
Gwalbertek wydawał się przed matką z zachciankami zuchwałemi, które ona nie jemu, ale Bojarskiemu przypisywała.
Twarz jéj posępniała, stawała się milczącą; l’abbé coraz nieznośniejszym był natrętem i dozorcą. Parę razy przyszło do cierpkich wymówek, zpowodu drobnych rzeczy, które Bernard zniósł cierpliwie.
Tak rok ten dobiegał powoli do końca.
Jednego wieczora nagle, po dłuższéj rozmowie