Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

ściańskich, doszły do nieprzyjacielskiego często stanowiska w kwestyach religijnych — lecz niemniéj nieświadomie, mimowolnie zapożyczały się téż z ogólnego skarbca ewangelii, przerobionego już w soki i krew żywotne ludzkości. Ci co się chrześciaństwa zapiérali, ślepi byli na to co z niego zaczérpnęli i zostali mu winni.
Profesor Jan ze spuścizny XVIII w. to tylko przyswoił sobie, co ona miała pięknego i jasnego: braterstwo ludzi, równość ich praw, obowiązek ofiary, powinność miłosierdzia, naostatek wielkiéj miłości prawo, stojące wyżéj nad wszystkiém i wszystko mieszczące w sobie. Co płynęło z tych zasad, było dla niego nienaruszoném i świętém.
Z głową podniesioną, z niezachwianą wiarą w te prawdy kroczył teraz spokojnie drogą życia, nieusłaną różami, ale niezatrutą téż żadną goryczą pragnień niedoścignionych.
Starczyło mu doskonale to co miał — nie żądał wiecéj. Nadzwyczaj prosty i skromny sposób życia osładzała praca, a może dawniejsze żołniérskie nawyknienie do niewytwornego chleba powszedniego. Nie pozazdrościł nikomu ani zbytku, ani wygódek, ani pieszczonego losu. Uśmiechał się, gdy widział kogo przywiązującego wagę do tych fatałaszków i drobnostek. Smakował mu chléb razowy, czysta woda lub szklanka piwa.