Palił fajkę wprawdzie i nałóg ten sobie wyrzucał, ale tytuniem się ograniczał jaknajtańszym i najprostszym.
Skromne ówczesne płace nauczycieli nie wymagały téż po nim i żonie rachuby troskliwéj, aby na wszystko starczyły, a na czarną godzinę coś odłożyć dozwalały.
Syna mieli jednego tylko. Profesor łatwoby był mógł powiększyć nieco swe dochody, biorąc uczniów na stancyą; ale zatrudnienia jego, miłość swobody, wstręt do odpowiedzialności za często niekarną młodzież — po kilku próbach, wyrzec mu się kazały tego.
Jéjmość byłaby część ciężaru przyjęła na siebie, aby kasę domową zbogacić, i często do jednego lub dwu uczniów wzdychała, którzyby z sobą i do śpiżarni i do woreczka coś przynieśli; ale profesor głową potrząsał. Dla synaczka téż znajdował lepszém, aby sam był w domu, a on mógł czuwać nad nim wyłączniéj.
Młody Bernardek, ukochane obojga rodziców dziécię, pieszczone przez matkę, surowo chowane przez ojca — był chłopięciem wielkich nadziei. Zawczasu okazywał, że z krwią po ojcu wziął nietylko temperament, charakter jego, ale nawet nasiona myśli i zasad jemu właściwych. Gdy z jednéj strony matka czułościami i pieszczotami karmiła serce, z drugiéj ojciec rozwijał umysł
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/20
Ta strona została skorygowana.