rozmowami do wieku dziecka zastosowanemi. Bernardek słuchał go z wielkiém i żywém zajęciem, a że od dzieciństwa książkami był otoczony, bawiony, nawykły do nich, wcześniéj niż zwykle dzieci zabrał z niemi bliższą znajomość. Zaciekawiły go, zajęły, stały się potrzebą... Matka znajdowała, że na swój wiek zanadto się w książkach zatapiał; ojciec, uśmiéchając się, ręką potrząsał, nic nie mówił i nie podbudzał, ale téż nie odstręczał.
Bernardek bardzo często znajdował w nich rzeczy, których zrozumiéć nie mógł; uciekał się naówczas do ojca, który mu je tłumaczył.
W szkole, choć syn pana profesora, nie miał Bernardek żadnych przywilejów. Tu ojciec własny surowiéj może niż z innymi z nim się obchodził i nie pobłażał w najmniejszéj rzeczy.
Syn ojca, który był jeszcze wcale przystojnym mężczyzną, matki, co niegdyś była piękną, chłopak nie odziedziczył po nich powierzchowności wiele obiecującéj. Był małego wzrostu, rozwijał się zwolna; na twarzy bladość chorobliwa nadawała mu pozór cierpiącego, chociaż nie chorował i wiele znieść mógł, nie skarżąc się. Oczy tylko ciemne, żywe, wyraziste o sile młodéj duszyczki świadczyły.
Ojciec miał nadzieję, że z tego Bernardek wy-
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/21
Ta strona została skorygowana.