skać sobie potrafi. Nie lękał się trzech razem zdobyczy, których musiał dokonać, jednając sobie zaufanie matki, życzliwość Francuza i przywiązanie Gwalberta...
Bernard usuwał się ze smutkiem w sercu, bo miał słabość ludzi wielu, że się do tych, z którymi żył, przywiązywał.
Rok upłynął od czasu, gdy Bojarski, uścisnąwszy Gwalberta, milczący, zadumany, opuścił dom hrabiny Anny. Matka, która swém wystąpieniem nieoględném wywołała rozstanie, żałowała Bernarda, Francuz mówił o nim z szacunkiem, Gwalbertek tęsknił.
Muliniec jednak wszystkich sobie, jak postanowił, pozyskać potrafił. Szło z nim daleko łatwiéj; ulegał hrabinie, potakiwał księdzu, zabawiał Gwalberta; ale tego poszanowania i uczucia, jakie pozyskał Bernard, on wzbudzić nie umiał.
Zarzucić mu nic nie było można, ale przywiązać do siebie nie potrafił. Dogodnym był tylko...
Powolność z jego strony dochodziła do tego stopnia, iż Gwalbertowi ułatwiał na przechadzkach spotykanie się z dawnym nauczycielem i długie z nim rozmowy, do których chłopię najczęściéj przed matką się nie przyznawało.
Bojarski ze spokojem ducha począł zaraz po