Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

nóżką, Klara — nie masz się co żenować. Uważasz mnie więc za nieszczęśliwą istotę upadłą, któréj się dotknąć nie można, nie powalawszy?
— Wierz mi, panno Klaro, że więcéj mam politowania, że boleje nad nią, że do pewnego stopnia tłumaczę sobie to, coś uczyniła bez zastanowienia; ale patrzéć na ten upadek jéj z krwią zimną nie mogę. Dlatego wolałem się oddalić. Nawrócić jéj nie potrafię, ani pani mnie przekonać, że jest rzeczą godziwą to, co czynisz.
— Ale cóż ja czynię? — rozśmiała się Astrea, poruszając ramionami. — Mam jednego kochanka, gdy inne kobiety, wielkie i małe panie, które wy po rękach całujecie, mają ich po kilku. Ten człowiek, rozkochany we mnie, obdarza mnie, ubiera, karmi i poi... Jest-że to tak wielka zbrodnia?... Któż wié, czy nie ożeni się ze mną?
Bojarski spojrzał na nią.
— Widziałem pannę Klarę niewinną, śliczną dziéweczką; serce mi się rozdziéra, gdy widzę ją teraz...
— Powtarzam panu, że nie mam i nie miałam nad jednego kochanka, że mój pan hrabia jest nawet nieżonaty, zatem stosunek mój nie tak znowu jest poniżający...
— Pani go takim znajdujesz? — zapytał surowo Bernard.
Astrea zapłonęła.