dodał Bojarski — a przyznam się profesorowi, że z obawy wilka w las nie iść, z obawy narażenia się prawdą nie głosić jéj — nazwałbym nikczemnością. Zawsze ktoś dla idei musi paść ofiarą — dokończył Bojarski. — Dlaczego jabym miał oszczędzać siebie?
— Wszystko to śliczne, heroiczne, i ja moję starą głowę skłaniam przed tobą — odezwał się Żardyński — ale dla świętego spokoju wolałbym, abyś guza nie szukał.
To naprzód wypowiedziawszy, Żardyński zwolna począł rozbierać pojedyncze rozdziały rękopisu i idee zasadnicze w nim zawarte. Podnosił wysoko przenikliwość i trafność poglądów, piękność nawet formy nieszukaną, która wszędzie, gdzie autor goręcéj czuł to co pisał, przychodziła mu sama z siebie.
— Ani Michał Grabowski, ani Tyszyński ani potrafią lepiéj — zakończył — ani nawet Mochnacki. Przygotuj się tylko, jeśli ogłosisz swe rozprawy, bronić ich i wiele czasu zmarnować na opędzanie się napaściom.
Bojarski wysłuchał sądu cierpliwie, podziękował za niego staremu i obiecał zastanowić się jeszcze, czy książkę w świat ma puścić.
Profesor, tak samo jak Muliniec, wrazie gdyby wyjść miała, radził wydać bezimiennie, albo pod pseudonymem.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/241
Ta strona została skorygowana.