garść prawd pełną, nigdyby jéj nie otworzył i w świat ich nie puścił.
— Tak, pani — rzekł Bernard — pamiętam ten frazes Fontenella, ale jako Francuz, gotów był on zawsze samę prawdę dla dowcipnego ucinku poświęcić.
— Mój kochany panie Bojarski — dodał hrabia Zygmunt — piękną jest w tobie ta cześć prawdy i gotowość do męczeństwa dla niéj; lecz gotujesz sobie tym sposobem życie ciężkie, nieznośne. Wierz mi, że lepiéj ci wychodzą, co powtarzają: ergo decipiatur. Nie pochwalam téj zasady, ale z nią jest wygodniéj.
— Panie hrabio — odezwał się Bojarski — zdaje mi się, żeśmy życia nie wzięli dla szukania w niém wygód, ale mamy obowiązki i wyznaczoną cząstkę pracy, którą, bądźcobądź, spełnić powinniśmy. Samo poczucie się do tego wskazuje mi moje przeznaczenie...
Hrabina patrzyła na mówiącego z zajęciem i sympatyą. Rozpromieniony tém uczuciem swojego posłannictwa, Bernard piękniejszym, jakby natchnionym się wydawał; postać jego skromna ale wyrażająca siłę, obudzała poszanowanie.
— Wysoki i piękny cel założyłeś pan życiu swojemu — dodała gospodyni — żal mi tylko, że i sam i matka jego będziecie nieuchronnie ofiarami téj idei.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/251
Ta strona została skorygowana.