tna. Wciągu dnia była u niéj profesorowa Żardyńska, która zwykle dla zabawienia przyjaciółki z miasta jéj różne przynosiła historyjki.
— Proszę cię, Bernardku — po wstępnych kilku słowach przemówiła profesorowa — słyszałeś co o téj biednéj Klarci? nic nie wiész?
— O Saskiéj? — przerwał zdumiony Bernard. — Słyszałem i widziałem tylko to co wszyscy, a bardzo dawno straciłem ją z oczu. Można było przewidziéć, że ją spotka to, co wszystkie słabe istoty, narażające się na niebezpieczeństwo. Wiem że została przyjaciółką jednego dyplomaty i zbytkiem a elegancyą gasiła swe współzawodniczki.
— Zatém nic nie wiész, mój drogi? — westchnęła staruszka — to tylko piérwsza część téj smutnéj historyi dziéwczęcia.
— Cóż się z nią stało? — podchwycił Bernard.
— Żardyńska mi powiadała, że biédna w balecie na scenie przed kilku miesiącami zwichnęła czy złamała nogę — dokończyła Bojarska. — Z początku zdawało się, że to za sobą żadnych nie pociągnie skutków, obiecywano wyzdrowienie. Tymczasem noga długo się nie dała wygoić, a teraz podobno uczyniła ją zupełnie niezdolną do pokazywania się na scenie. Biédna grzésznica wczasie długiéj słabości zmizerniała, zbrzydła, zamęczyła się, niecierpliwiąc. Dyplomata podobno
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/258
Ta strona została skorygowana.