nie mógł, przepisywał często poemata całe, całe tomy.
Biblią tylko, Homera, Wirgiliusza, klasyków łacińskich, kilka dzieł filozoficznych, niektóre pisma Rousseau miał na własność dawniéj nabyte.
Życie się tu wiodło jaknajprostsze, a godziny szkolne wpływały na jego rozporządzenie. Zrana szło się do szkoły na godzin kilka, wracało najczęściéj, gdy już Katarzyna wazkę starą i poobijaną z krupnikiem lub mlékiem na stół wnosiła. Kawałek mięsa przyprawnego jaknajprościéj, jarzyna, kasza, chléb żytni, szklanka piwa, starczyły niewymyślnym podniebieniom. Cieszono się z młodych kartofli jak z łakoci, smakowano w groszku świéżym i radowano zdrowéj marchewce z własnego ogródka.
Dawniéj profesor pijał kieliszek wódki przed obiadem; późniéj wyrzekł się i tego. Piwo z miasteczka starczyło, a woda ze studni świéżo przyniesiona była bardzo dobra.
Dwa razy na tydzień, gdy po obiedzie lekcyj nie było, profesor więcéj miał czasu do pracy, wcześniéj ją kończył i z synem, przybiérając mu kilku towarzyszów, wychodził albo na wały zamkowe na przechadzkę, lub daléj za miasto.
Naówczas chłopięta szły przodem i swawolić trochę wolno im było. Bojarski kroczył zadumany, z głową podniesioną dogóry, uśmiechając się
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/27
Ta strona została skorygowana.