Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/274

Ta strona została skorygowana.

niektóre jedne na drugich. Mnóstwo rzeczy pozrzucano na nie w nieładzie.
Piękny fortepian okrywały na kupę nagromadzone, pomięte, pstre stroje kobiéce. Na krzesełkach i pod niemi stały pudla i pudełka różnych kształtów, formą swą ukazujące, że do strojów kobiécych służyły.
Na kanapce, niegdyś ciemno czerwonym pluszem z bogatemi frenzlami obitéj, siedziała nawpół, wpół leżała, sparta na białéj ręce wychudłéj kobiéta młoda jeszcze, ze śladami piękności na twarzy, którą gwałtowne cierpienie nagle zgniotło i zwiędłą uczyniło.
Na przedłużonéj wychudzonéj twarzyczce bladéj i zżółkłéj, z policzkami wpadłemi, dwoje niespokojnych, wielkich oczu niebieskich świéciło jeszcze resztką życia i młodości, ale rozjątrzonéj cierpieniem, zrozpaczonéj i zmęczonéj.
Strój, składający się z dawnych pozostałości elegancyi, zmięty był i zarzucony niedbale. Piękne włosy związane od niechcenia, splątane, okalały twarz, nie zdobiąc jéj, jak dawniéj, a mówiąc równie jak ona, iż troska o piękności zapomniéć kazała...
Wsparta na ręku, dumała piękna Klarcia nad swoim losem. Ona to była, ale w krótkim czasu przeciągu z Astrei ubóstwianéj przeistoczona w biédną, opuszczoną ex-baletnicę Saską.