Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/277

Ta strona została skorygowana.

sła głowę zdumiona, a stara sługa, porzuciwszy Żydówkę, prędko wybiegła za drzwi.
Nikt od tak dawna się tu o nieszczęśliwą nie dopytywał, przez wszystkich tak była zapomnianą, że i pani i sługa nie mogły pojąć, co tu kogo sprowadzało... Saska domyślała się chyba wierzyciela, bo długów miała jeszcze wiele i te ją wszędzie ścigały.
Wtém w progu pokazał się skromnie bardzo ubrany, niepozorny młody mężczyzna, któremu z roztargnieniem przypatrując się, Klara wcale go sobie przypomniéć nie mogła. Pamięć jéj błądziła w tych sforach, z któremi przybyły nic był nigdy w żadnym stosunku.
Wolnym krokiem, zmieszany, wśród nagromadzonych sprzętów przedziérał się przybyły do Klary, która bezmyślnie poprawiać zaczęła rozrzucone włosy i niedbale wdzianą sukienkę. Nie była wcale przygotowaną do przyjęcia kogokolwiekbądź.
Szmulowa zdala mierzyła téż oczyma ciekawemi przybysza; ale powierzchowność jego, niewiele obiecująca, po nim się ratunku nie kazała spodziéwać. Żydówka, nie mogąc dobić targu, mrucząc, do drugiego pokoju przewlokła się ze służącą.
Klara ciągle przypatrywała się przychodzącemu, usiłując odgadnąć z czém przychodził.
Był-to Bojarski.