ny, która dawno przeciwko mnie intrygowała... Rzepski, gdy powinien był mnie trzymać, puścił moję rękę. To był spisek! Mogłam obie nogi połamać! Choroba moja przedłużyła się, a tymczasem ten niepoczciwy Francuz sobie drugą napatrzył... A co mi się naprzysięgał... Potém nawet długów nie chciał płacić. Rzucił odczepnego, jak ostatniéj ulicznicy!
Zakryła znowu twarz rękami.
— O! mężczyźni! — zawołała — któremu z nich wierzyć można? Co u nich znaczą przysięgi? Musiałam na doktorów i aptékę fantować się do ostatniego. Mało co pozostało... nędza, biéda!... Do baletu powrócić niesposób — noga stracona. Ja sama, gdy się spojrzę w zwierciadło, poznać siebie nie mogę.
Bojarski milczał, patrząc na nią z politowaniem i dając się jéj wynurzyć z całym żalem w piersi wezbranym.
— Przyszedłem — począł zwolna, gdy płacz zastąpił skargi — aby pani przynieść pociechę i ile jest w możności mojéj dopomódz. Znajdziemy przecież jakiś środek zaradzenia temu położeniu. Tymczasem ja się z nią gotów jestem podzielić tém, co mam.
Łzy powoli osychały; spojrzała na Bernarda z wyrazem jakiéjś dumy, czuła że na jego serce
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/279
Ta strona została skorygowana.