bień, to co wczoraj w nocy tak mu się wydawało piękném, dziś znowu niemal słabe i mierne wyglądało.
Z niechęcią jakąś zarzucił teczkę na półkę i poszedł do zwykłych swych lekcyj. Po odbyciu ich tyle miał czasu wolnego, iż mógł pobiedz zobaczyć, co się z panną Klarą działo. Myśl nawracania jéj nie opuszczała go. Szedł rozmarzony, z bijącém sercem do dworku tego, z którego obiecywał sobie wyciągnąć nieszczęśliwą, tak mu ulica, dom, sąsiedztwa niemiłemi były.
Zbliżając się ku zajmowanemu przez Saską mieszkaniu, dostrzegł w niém naprzód tę zmianę Bojarski, iż okna, z firanek dawniéj ogołocone, teraz już zostały w nie opatrzone. Musiały one być pozostałością przeszłości, gdyż zbyt wspaniale zza szyb niebardzo foremnych wyglądały.
W dużym pokoju, w którym po raz piérwszy przyjęła go Klara, wśród nieładu, nieporządku desperackiego, porozrzucanéj odzieży, skupionych bezmyślnie sprzętów — z wielkiém podziwieniem Bernard znalazł teraz urządzenie prawie eleganckie, a przynajmniéj z pretensyą pewną obmyślane. Połowa niepotrzebnych rzeczy znikła, a to co pozostało, poustawiano tak, aby pewna harmonia panowała na piérwsze wejrzenie. Kanapa wytarta stała w cieniu, stół przed nią osłaniał dosyć świéży kobierczyk, dywan, choć zużyty, pod nim
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/308
Ta strona została skorygowana.