nie raził. Na półkach było trochę fraszek, albumy z fotorgafiami od niechcenia położone dla gości. W kącie zamknięty fortepian, około niego wazoniki z kwiatami, bukiety w porcelanowych naczyniach, na ścianach kilka ram złoconych... izbę te, niedawno podobną do składu starzyzny, czyniły teraz bardzo przyzwoitą i znośną.
Trzeba się było dobrze przypatrzéć, aby odkryć w niéj pewne rażące zestawienia rzeczy, które tylko z konieczności się z sobą spotykają.
Maleńkie, bardzo kosztowne biurko, boule, które tylko dlatego nie zostało spiéniężone, iż Klara znała jego wartość, a za bezcen pozbyć się nie chciała — ociérało się tu o komódkę starą mahoniową, obłupaną; zégar przepyszny bronzowy miał po bokach dwie obrzydliwe szklanki niebieskie na kwiatki; ale na piérwszy rzut oka nic dawały się dostrzedz te kontrasty.
Klary nie było w saloniku, prowadziła wojnę ze starą służącą, która ją zdradzała, sprzedawała Żydom, okradała, ale pomimo to pozbyć się jéj było trudno. Należały się jéj zasługi, wiedziała wiele rzeczy, mogła szkodzić. Rozstawały się z sobą ciągle i... nie rozchodziły.
Stuknięcie drzwiami wywołało Klarę z drugiego pokoju.
W krótkim czasie zaszła w niéj szczęśliwa metamorfoza.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/309
Ta strona została skorygowana.