roiny, gdyby milczała, mogła zachwycić malarza i rzeźbiarza.
Postacią instynktowo, nie myśląc, umiała być tą bohatérką, któréj mowy, uczuć wcale nie rozumiała.
Plastycznie śliczna dziewica orleańska, w słowie była jéj karykaturą.
Bojarski z przykrością słuchał. Spodziéwała się zachwytu; lecz on spuścił oczy i pozostał zimnym.
— No, a cóż? — zapytała nagle. — Klaśnij-że pan, pochwal, zachęć!
Westchnął Bernard.
— Jesteś pani bardzo ładną dziewicą orleańską — rzekł — ale, na miłość Boga, nie deklamuj! Tak ta prosta wiejska dziéweczka, natchniona przez Boga, aby przyszła w pomoc królowi i ojczyźnie, mówić i deklamować nie mogła. Pomyśl sama: chłopka od trzody wprost powołana uciskiem i klęskami do pochwycenia chorągwi w imię niebiańskich zastępów! Słowo jéj musiało w sobie miéć coś z biblijnéj prostoty, coś surowego i szorstkiego.
— A kiedy jéj te słowa w usta włożono — zarzuciła Klara, ciskając precz papiér od siebie. — Cóżem ja winna temu?
— Wina może nie jest wyłącznie pani — rzekł Bernard; — ale to samo, co panna Klara tak pom-
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/313
Ta strona została skorygowana.