smutny, ale nie zniechęcony, nie zrzekający się tego, co nazywał obowiązkiem, a w czém wiele téż słabości było, do któréj przyznać się nie chciał.
— Miałażby na wieki być zgubioną i ten piękny kwiat przeznaczony, aby go ludzie zdeptali?
Stara profesorowa, codzień z trwogą wpatrując się w twarz syna, znajdowała na niéj coraz wybitniejsze ślady walki, któréj nieszczęśliwe skutki Bernard starał się taić przed nią.
Początki tego nowego życia zdawały się nie świetną, skromną, ale znośną egzystencyą, która się pówinna była zczasem polepszyć.
Nadzieje zupełnie zawiodły: właśnie to, co miało Bojarskiego podnieść, wyrządziło mu największą krzywdę.
Pierwsze jego rozprawy, którym fałszywe nadano znaczenie i cel przypisano, jakiego nie miały, zachwiały jego dobrą sławę. Powtórne wydanie ich uważano za niezręczne wycofywanie się, do którego został zmuszony. Podejrzywano jego dobrą wiarę. W oczach ludzi, patrzących na niego zdaleka, nic był już tym czystym i niepokalanym, za jakiego niegdyś uchodził.
Stosunki z radzcą Emilem zdawały się potwierdzać te domysły.