liczki i uparł się przy zawartéj umowie, podnosząc to, że słowu Bojarskiego wierzył.
Po długich naleganiach, p. Teofil na swojém postawił; piéniądze zostały przy Bojarskim, ale księgarz obiecał nie naglić o przyśpieszenie wydania. Ażeby zaś tém mocniéj związać Bernarda, tegoż dnia postarał się wydawca przyszły poematu, aby Piotruś Grochowski, który za parę rubli zawsze był gotów zobowiązać się napisać taki artykulik, jakiego odeń żądano, czarny czy biały — umieścił w Gazecie warszawskiéj parę wierszy, zapowiadających poemat autora rozpraw, który powszechne już teraz obudzą zajęcie.
Bojarski odczytał doniesienie z przykrością, ale mając już nóż na gardle, chcąc się coprędzéj pozbyć zobowiązania, natychmiast zasiadł do ostatecznéj redakcyi fragmentów.
Była to rozkosz i męczarnia. Któż z tych, co myśli swe wyléwali kiedy na papiér, utrwalając je, nie zna uczuć, jakich doznaje poeta wobec tego dziécięcia, naprzemian wydającego mu się cudowném i potworném, jaśniejącém i ciemném, doskonałém i niedołężném?
Dziesięć razy Bernard rzucał zrozpaczony robotę poczętą i znów powracał do niéj, mazał i dodawał... Natura jego talentu była taka, iż największą pracą nie umiał poprawić tego, co w mniéj szczęśliwéj chwili zpod pióra mu wypłynęło. Od-
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/331
Ta strona została skorygowana.