rzucić coś łatwiéj mu było, niż dosztukować... Przerobienia wcale się nie udawały. Przekonał się sam, iż nie był zdolnym stworzyć tego, co ludzie zwali arcydziełem, bo sztucznego wykończenia na zimno nie umiał nadać swéj pieśni. Rodziła się ona w nim cała, pełna, taka jaką pozostać miała, silniejszą lub słabszą, nie dając się już ortopedycznemi środkami naprawić, ani wzmocnić.
Fragmenta schodziły się nieźle i łączność ich z sobą była dostateczną do usprawiedliwienia tego, że je w jednę całość zlano. Bernard wszakże, surowo ją sądząc, znajdował zamało oryginalną. Brzmiały w niéj głosy wieku podobne do tych, które się odzywały w pieśniach innych poetów. Było to nieuchronném, ale nadawało fałszywy koloryt naśladownictwa temu, co natchnęły prądy czasu. Bojarski czuł i wiedział, że mu ono zarzuconém zostanie, choć nie był go winnym, bo od wpływu idei nie mógł być wolnym.
Rzadko komu daném jest w chwilach wielkich zwrotów w ideach wydać piérwsze hasło i pobudkę do nich. Wszyscy, co śpieszą na ten sygnał i wtórują mu, muszą późniéj szeregowani stać pod chorągwią tego wodza, co piérwszy dostrzegł nieprzyjaciela.
Gdy redakcja poematu miała się już ku końcowi, Bojarski, który nad nią z gorączką i niecierpliwością pracował nieustannie, był tak znużony,
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/332
Ta strona została skorygowana.