Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

tak zniechęcony, iż po kilkakroć zabiérał się wszystko rzucie w ogień i zniszczyć.
W niepewności, walcząc z sobą, radził się to Żardyńskiego, to panny Henryki, któréj czytywał ustępy, to naostatek Grochowskiego, ostrego sędziego, ale tak giętkich przekonań, takiéj obojętności i sceptycyzmu, że gotów był za i przeciw dowodzić, nie czując najmniejszych zgryzot sumienia.
Żardyński chwalił i zachęcał, panna Żabska unosiła się, bo miała zmysł admiracyi rozwinięty szczęśliwie, co niewielu wybranym tylko się zdarza — Piotruś słuchał, głową pokręcał, krzywił się i naprzemiany podnosił lub poniżał różne ustępy. Wogóle poemat, Bojarski, sztuka — wszystko to obchodziło go daleko mniéj, niż podwieczorek, zarobek i troska powszedniego życia. W nim właściwie było kilku ludzi, którzy nie wiedziéć jak się pogodzić mogli.
Czuł chwilami piękno i natychmiast to uczucie budziło w nim przeciwne — zmysł krytyczny, tak że gotów był to, czemu przyklaskiwał niedawno, mieszać z błotem. Na dowodzenie i umotywowanie zachwytu i potępienia argumentów mu nigdy nie brakło.
Wtajemniczeni w sprawy jego opowiadali sobie historyjkę, może zmyśloną, o polemice, którą raz