w interesie pisemka, dla nadania mu rozgłosu, Piotruś prowadził sam z sobą.
Grochowski założył się, że owo pisemko mało znaczące potrafi uczynić głośném i wagę mu wielką nadać. Wpadł na nie z gwałtownością niesłychaną w recenzyi, która mogła w proch obrócić. Nazajutrz sam siebie, to jest recenzenta, mieszał z błotem, jako nieuka, jako złośliwego potwarcę. Na tę odpowiedź on téż napisał replikę i po wymienieniu kilku artykułów, pisemko się rozeszło, a Grochowski sztuczkę tę swoję pod sekretem opowiadać lubił, jako dowód siły swéj i.... obojętności.
Ze zdań i rad Piotrusia niewiele więc mógł Bojarski korzystać; sam Grochowski tak małą przywiązywał wagę do tego co mówił, iż często nazajutrz po wypowiedzeniu swojego zdania wprost przeciwne objawiał.
— Ale wczoraj — przerywał Bojarski wydawało ci się to inaczéj, przypomnij sobie!
— Wczoraj? może to być — odpowiadał obojętnie. — Wszystko jest względne. Cóż ja temu winien, że kawa z trzema kawałkami cukru raz mi się wydaje słodką, a drugi niedosłodzoną?
Jednego dnia wreszcie rękopis zapakowany, opieczętowany w świat wyruszył.