Tak łagodném uśpieniem skończyło się to ciche życie, całe oddane obowiązkom, czyste, spokojne, niemal szczęśliwe.
Bernard, płacząc, z twarzą rękami zakrytą, klęczał u zwłok matki. Miał na świecie pozostać teraz sam, osiérocony, biédny, bez téj duszy opiekuńczéj, która w niego wléwała męztwo, a w miłości dla niego umiała znaléźć zawsze słowo rady mądréj, pociechy chrześciańskiéj. On i Katarzyna, z pomocą duchownego, któremu znać dano, zajęli się pogrzebem skromnym, który zawczasu Bojarska oznaczyła, iż miał być jaknajmniéj kosztownym i cichym. Obok męża czekało na nią zamówione miejsce.
Niewielka gromadka przyjaciół, którzy się dowiedzieli o śmierci staréj Bojarskiéj, a cnotę jéj wstydliwą, niepokaźną cenić umieli, poszła za trumną na Powązki...
Bernard, który za łzami nie widział wiele, postrzegł jednak w czerni ubraną pannę Klarę, towarzyszącą pogrzebowi, i uczuł dla niéj wdzięczność.
Zaraz potém prawie nastąpiły przenosiny do nowego mieszkania, które przypadły wporę, aby wyrwać Bojarskiego wpsomnieniom matki, boleść po stracie powiększającym. Musiał się tém zająć, oderwać od dręczących go myśli, a ze zmianą lokalu i stosunki ucierpiały. Znajomi i przyjaciele
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/338
Ta strona została skorygowana.