Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/339

Ta strona została skorygowana.

niemnodzy potrzebowali się przyzwyczaić, by szukać go trochę daléj, trochę wyżéj i niewszystkim było wygodnie za samotnikiem gonić tak daleko.
Panna Henryka z żalem wielkim musiała zaprzestać go odwiédzać; Żardyńskiemu po niewygodnych schodach trudno się było wdrapać na trzecie piętro. Grochowski w zmianie mieszkania przewidywał zmianę trybu życia i nie rachując na podwieczorki, nie miał ochoty iść daleko, aby głodnym powracać.
Szczupło teraz mieścił się Bojarski w trzech pokoikach, składających połowę pietra. Dla Katarzyny, którą zatrzymał więcéj przez litość, niż z potrzeby, pozostawała kuchenka i przy niéj mała komórka. Cały dom teraz był na jéj rękach drżących i niedołężném krzątaniu się, gdéraniu, narzekaniu. Tylko tak mało wymagający człowiek jak Bojarski mógł ograniczyć się tém, co stara sługa mu dostarczała. Zalewając się łzami i wspomnieniami dławiąc, Katarzyna gotowała źle, podawała zimno, zapominała o wielu rzeczach; ale Bernard był na to obojętnym.
Życie tu rozpoczęło się nowe, samotniejsze, pracowitsze niż dawne, a że lekcyj nie przybywało, czasu zostawało bardzo wiele do studyów, do nowych projektów i pomysłów.
Wśród tych żałobnych początków ukazał się zapowiedziany poemat, z nieuniknionym regestrem