skiego zeszyt bibulasty tygodnika jakiegoś, który na niego oczekiwał.
Żardyński pisał: „Choć zapewne nie będziesz rad recenzyi, posyłam ci piérwszą jaka się ukazała, bo lepsza najsurowsza krytyka, niż milczenie. Sunt bona mixta malis. Czytaj, rozważ, nie bierz do serca i myśl, czy ci zarzuty odeprzéć należy, lub wcale się nie bronić.”
Świeca stała już na stoliku; Bernard siadł i zapomniawszy o świecie całym, zatopił się w czytaniu.
Autora rozbioru tego domyślać się było trudno, ale pióro było wprawne i rzecz opracowana umiejętnie. Biło to tylko w oczy, nawet mniéj czułych od autora, że recenzentowi szło nie o książkę, nie o poetę, nie o sztukę, ale o popis z bystrością, erudycyą, z dowcipem i stylem.
Poemat nadawał się doskonale do takiego wystąpienia na scenę, do zdobycia powagi i imienia. Autor, podpisany pseudonymem, wysilił się na artykuł, rozbiérał wszystko: treść, formę, dążność, analogie z utworami innemi, a wszędzie i zawsze stronę słabą, ujemną wykazywał dobitnie.
Zakończenie tylko przyznawało poecie talent niepospolity, wielką świéżość barw w obrazach nieświéżych, uczucie gorące, poprawność języka i t. p.
Główną podstawą całego tego rozbioru była
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/341
Ta strona została skorygowana.