Możeż więc książka mówić to, czego jéj w usta autor nie włożył?
Wszystko to były dla niego zagadki i tajemnice. Miałżeby pisarz, w ręku jakiéjś siły nieznanéj, być jéj niewiadomém narzędziem?
Na te rozmyślania nadszedł Piotruś Grochowski, który go rzadko odwiédzał teraz. Mógł on być posądzonym o autorstwo owéj recenzyi, ale nie mając dowodu, Bojarski nie chciał go o to zagadywać. A gdyby wistocie tak było, mógłże mu miéć za złe, że to, co czuł, z całą szczérością wypowiadał?
Odwiédziny dla kogo innego, bystrzejszego niż Bernard, wydałyby się tropieniem skutków krytyki.
Piotruś zagadnął o nią zaraz.
— Nieźle napisana — rzekł — muszę to przyznać, ale jednostronna i niesprawiedliwa. Będziesz na nią odpowiadał?
Bojarski zadumał się.
— Wiész co — odparł — wszystko dobrze rozważywszy, czy autor bronić się ma prawo — ja o tém wątpię. Rozumiem to, że inni mogą za nim przemawiać, ale on we własnéj sprawie sędzią być nie powinien. Odpowiada się z konieczności, namiętnie, gorąco, i to, coby może przeszło niepostrzeżone, podnosi się wysoko. Koniec końcem, nie chcę zabiérać głosu.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/343
Ta strona została skorygowana.