Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/345

Ta strona została skorygowana.

nad tém, aby życie utrzymać jaknajmniejszym kosztem i najprostszym sposobem. Ja to liczę do zadań wielkich, gdyż rozwiązanie jego czyni człowieka do pewnego stopnia niezależnym. Nie idzie mi o smakowanie w życiu, o nasycanie się niém, ale o spełnianie obowiązków.
— Weszliśmy na drogę teoryj takich, o których ja z tobą, kochany Bernardzie, rozprawiać nie mogą. Różnimy się w premisach: ja uważam życie jako, bądźcobądź, plac, na którym wolno mi najwygodniéj się umieścić i gotówem rozpychać łokciami innych, aby mi dobrze było; ty zaś ustępujesz wszystkim i myślisz o... ideałach. Pięknie to być Dyogenesem, ale wolałbym być Lukullem.
— Mylisz się może, panie Piotrze; Dyogenesem być bezpieczniéj i wygodniéj. Wystaw sobie swego Lukulla w nędzy, zmuszonego cierpiéć...
Począł się śmiać Grochowski.
— Daj ty mi pokój ze swą filozofią! Wierz mi to zdradzieckie słowo jest obosiecznym narzędziem wszystkiego niém dowieść można i wszystko obalić. Ja nie wiem co prawda, a co fałsz.
— Bardzo mi cię żal — zakończył Bojarski.
— No, a z lekcyami twemi jak idzie? — zapytał Grochowski. — Czy wistocie ci się liczba ich zmniejszyła?
— Tak jest, ale teraz, gdy moja święta staruszka spoczywa już i ja tylko dla siebie potrze-