— Zkądże ten wniosek? — odparł spokojnie zagadnięty.
— Ależ to apologia przywilejów i kasty! — gwałtownie począł Skórka. — To bije w oczy. Wszyscy panowie stoją w jasności na piéwszym planie.
Z zimną krwią poeta przytoczył parę imion osób wchodzących do poematu, które występowały w nim niemniéj jasno, choć należały do ludu.
— Tak! tak! — zaśmiał się Skórka — ale w tém czuć paliatywę tylko i pewne ustępstwa dla opinii ogółu, gdy arystokracya jest odmalowana con amore.
— A gdybym ja utrzymywał, że ona jest i niezbędnie potrzebną społeczeństwu i niezmiernie mu użyteczną? gdybym był przekonanym, że jéj wady i zboczenia nie mówią przeciwko klasie, ale przeciw indywiduom? gdybym to, co wyrobiły dzieje, miał za konieczność dziejową — cóż wy na to?
Skórka się rzucił.
— Powiedziałbym, że jesteście zdrajcą zaprzedanym, lub oślepionym i kaléką...
— Zaprzedanym! — rozśmiał się Bernard — to zabawne! Co do ślepoty zaś, Bóg z tobą.
I nie rozprawiając dłużéj, nie żegnając Skórki, poszedł daléj.
Od śmierci matki nie był u Klary i nie widział
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/347
Ta strona została skorygowana.