Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

Ktoś mu półgębkiem oznajmił, że jest w położeniu dosyć znośném, bo przyjaciel, radzca Emil, losem się jéj zajmował. Nie potrzebowała więc dawnego swego opiekuna, który stracił nadzieję, aby ją mógł na lepszą nawrócić drogę. Przebąkiwano, że miała ukazać się w teatrze i że się do tego przysposabiała.
Znając swą słabość dla niéj, Bojarski rad był niemal, że się nie czuł do obowiązku czuwania nad nią.
Przypomniał ją sobie dziéwczątkiem ze złocistemi kosami, siedzącém w okienku dworku, i wzdychał nad losem, jaki jéj był zgotowany. Dałby był za to wiele, gdyby ją mógł widziéć szczęśliwą i spokojną, taką jak marzył. Starał się zapomniéć o niéj, a żadna inna kobiéta, pomimo że ich wiele spotykał, nie obudziła w nim tego uczucia, co ona. Był wielbicielem piękności, skłaniał głowę przed ideałami plastycznemi, lecz zawiedziony raz, już w nich nie szukał aniołów, których rysy zapowiadały.
I byłby może powoli zatarł się w pamięci jego obrazek ów uroczy, gdyby po milczeniu długiém, dnia jednego nie odebrał karteczki znajomym charakterem nabazgranéj, w któréj go proszono usilnie, aby odwiédził starą przyjaciółkę młodości.