rada, zostawił mnie tak na piasku. W teatrze się pomieścić ani myśléć. Co ja tu pocznę, co pocznę?
Bernard, pomimo całéj swéj słabości dla nieszczęśliwéj istoty, uczuł wreszcie obowiązek mówienia z nią otwarcie.
— Co panna Klara poczniesz, nie wiem — rzekł — ale że coś trzeba począć i nie rachować na płoche stosunki, to pewna. Widzisz pani, że one do niczego jéj nie doprowadziły, oprócz zawodu i narzekania. Nikt na świecie pani nie pomoże, jeśli sama sobie nie zechcesz pomódz, wchodząc na inną drogę.
— Na jakąż drogę? na jaką? — niecierpliwie syknęła Klara, przeszywając go oczyma. — Właśniebym rada, aby mi kto ją wskazał.
Bojarski uzbroił się w męztwo; długo pobłażał, ale czas było mówić otwarcie.
— Droga jest tylko jedna — rzekł. — Każdy musi i powinien pracować, to prawo ogólne. Są ludzie, co na loteryi życia wygrywają próżnowanie, ale to są przypadki. Trzeba pracować i żyć skromnie.
Klara się oburzyła i wybuchnęła.
— A! to mi piękny przyjaciel — zawołała — to mi piękny dawny kochanek! Czy pan tego nie rozumiész, że ja do téj grubéj, męczącéj pracy nie jestem stworzona?
Ruszył ramionami Bernard.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/357
Ta strona została skorygowana.