Klara przeszła się, ręce załamując, po pokoju.
— Nie odchodź-że pan. Więc cóż? co mam robić? mów!
Znowu się jéj łzy z oczu polały.
Bernard sam dobrze jeszcze nie wiedział, jak swój pomysł doprowadzić do skutku.
— Jeśli się pani poddasz moim życzliwym radom, postaram się poszukać kobiéty w wieku, którąbym jéj mógł dać do pomocy.
— Do nadzoru! — kwaśno przerwała Klara.
Na to wcale nie odpowiedział Bojarski i zakończył:
— Dam jéj znać.
To mówiąc, wyszedł, aby nie zmięknąć. Sam dziwił się męztwu własnemu, ale był razem niém dumny. Miał litość dla biédnego dziéwczęcia, gotów był do ofiary, ale chciał, aby ona skuteczną się stała.
Sam nie mając znajomości, udał się do jednéj z poważniejszych naczelniczek pensyi, u któréj dawał lekcye, jéj prosząc o nastręczenie niemłodéj a statecznéj osoby, któréjby Klarę mógł powierzyć. Znalezienie kandydatki niebyło trudném, ale zapewnienie się, że ona odpowié wymaganiom położenia — niełatwe. Wzięła do serca te sprawę pani L... i gorąco się nią zajęła. W kilka dni potém wdowie po urzędniku, osobie długiém nieszczęściem znękanéj, powierzyć mógł Bojarski
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/360
Ta strona została skorygowana.