Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/376

Ta strona została skorygowana.

Na tém dnia tego skończyła się rozprawa: Gwalbert pozostał zadumany głęboko. Matka, troskliwa o swe dziécię, nawykła czytać w jego duszy, tak się obawiała wpływu Bernarda, choć poemat ją był uspokoił, we względzie jego przekonań, że Mulińcowi wkońcu poleciła nie puszczać go sam na sam z Bojarskim.
— Bardzo zacny i miły człowiek, ale to marzyciel — wytłumaczyła się — a na taką sensytywę jak Gwalbertek działa on ogromnie, bo dziecko go kocha. Czuwaj więc pan.
Rad nierad, Muliniec musiał oderwać się od myśliwych, a powrócić do swego wychowańca i stać przy nim na straży. Wkrótce téż potém hr. Anna odjechała do swoich dóbr, a Bojarski sam pozostał.




Na plebanii u hrabiostwa siedział więcéj niż siedemdziesiąt lat już liczący sobie ks. Wojucki, kanonik honorowy katedry lubelskiéj, dziekan, prałat i duchowny starego autoramentu.
W czasach tych, w których kościół nie miał do walczenia z nikim, oprócz filozofów francuskich, a tych wpływ u nas słaby był, nieznaczny i do pewnych kółek ograniczony — duchowieństwo całe miało inny charakter, obowiązki, można powiedziéć powołanie. Nie wydzielało się ono tak z o-