chu, poza stajnią i drwalką, wznosił się obszérny, największy z dworów, który profesor Wilhelm Sprenger oddawna zajmował. Był-to najzamożniejszy ze wszystkich przedsiębiorca, u którego stacya nie kosztowała wiele, utrzymanie było jaknajprostsze, na studentów zbyt może pilnego nie zwracano oka, ale uganiano się za największą ich liczbą. Sam profesor i dwóch dozorców starczyli ledwie na utrzymanie w pewnym porządku młodzieży. Był to jakby konwikt, nieustającemi kłopotami niedający spocząć ani Sprengerowi, ani jego żonie i siostrze, zajmującym się gospodarstwem.
Liczba uczniów niemajętnych, na stancyi u Sprengera, niekiedy dochodziła do dwudziestu, tak że gdy na przechadzkę wyciągali szeregiem, ustawieni od najmłodszych i najdrobniejszych aż do chłopów pod wąsem, jak pułk się wydawali groźny i nieokiełznany.
Sprenger spekulował na jaknajtańszém żywieniu i przysposabianiu powierzonych sobie dzieci, obchodząc się z niemi dosyć szorstko i surowo, a z trudnością karność mogąc utrzymać miedzy swywolnikami. Był-to maleńki, ruchliwy, zręczny, praktyczny wielce człowiek, któremu szło głównie o robienie grosza. Dla pozyskania go, czynił téż wszelkiego rodzaju ustępstwa rodzicom, dzieciom, zwierzchności i kolegom, nie prze-
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/38
Ta strona została skorygowana.