może chyba szczególna łaska Boża. Ja prawie rozpaczam, abym się panu przydać tu mogła.
Rozpytując o szczegóły, Bernard dowiedział się rzeczy wcale niepocieszających. Chciał jednak wytrwać i zachęcał swoję współpracowniczkę, aby łagodnie a wytrwale, powoli starała się nawracać tę nieszczęśliwą Klarę.
To o czém dozorczyni powiedziéć nie śmiała Bernardowi, było dla niéj widoczném, że Saska zgodziła się na zmianę życia, na ten nowicyat dla niéj nieznośny, tylko w nadziei, że pozyska tém serce Bojarskiego i skłoni go do ożenienia.
Dlatego męczyła się, milczała, znosiła kontrolę, udawała oszczędność, pracowitość, aby pociągnąć tém Bernarda. Gdy jednak przez czas dłuższy on się nie pokazywał i mniéj zaczął zajmować nią, Saska, zachwiana w postanowieniu, pozwalała sobie emancypować się.
Po powrocie uznał Bojarski potrzebném odwiédzić ją, sądząc że słowo zachęty przyczyni się do utrzymania jéj na dobréj drodze.
Niespodziane te odwiédziny uradowały bardzo pannę Klarę. Wszystko co w jéj zakładzie było dziełem staruszki w pomoc dodanéj, pokazywała z chlubą, jako owoce własnéj pracy.
— Widzisz pan — odezwała się do Bojarskiego, rozkładając przed nim książki rachunkowe i pokazując porządek jaki panował wszędzie — nie
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/388
Ta strona została skorygowana.