Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/389

Ta strona została skorygowana.

zawiodłam zaufania jego. Jestem na drodze, na któréj widziéć mnie chciałeś.
— Pozostaje tylko wytrwać na niéj, panno Klaro — odezwał się Bojarski — przywiązać się do tego trybu życia, uznać że on jest lepszym, zamiłować go.
Zukosa spojrzała na niego Saska.
— No cóż? i pozostać sobie starą panną? — mruknęła.
— Lub za mąż wyjść dobrze, gdy serce przemówi — odparł Bernard.
Klara poruszyła ramionami. Gniewało ją to, że nie okazał dla niéj czułości najmniejszéj. Wszystkie ofiary jakie uczynił ceniła mało; chciała dopiąć celu, a ten się jéj wyślizgał i uciekał.
Pod koniec rozmowy z Bernardem, która go nie potrafiła rozgrzać, nie ukrywała już swéj niecierpliwości.
Bojarski wyszedł, łudząc się jakimś postępem i wyprowadzającéj go staruszce szepnął, ażeby się nie zrażała, bo wiele już uczyniła i teraz szybkiemi kroki wszystko iść musi ku lepszemu.
Omylił się najmocniéj.
Klara na tych odwiédzinach budowała ostateczną nadzieję, a widząc ją zawiedzioną, zaraz po wyjściu opiekuna odezwała się kwaśno do swéj towarzyszki:
— Jeżeli się nic nie ma zmienić, a ja muszę