— Kochany Bernardzie — rzekł — jak ci się zdaje, co można wymagać za przetłumaczenie tomu, choćby romansu Walter-Scotta?
— Nie mam o tém wyobrażenia — odparł Bojarski.
— Ja tłumaczyłem tom po dwieście złotych — dodał zimno Grochowski.
Spojrzeli sobie w oczy.
— Za spory artykuł w gazecie, czasu głodu, pobiéram od rubla do złotych ośmiu — mówił daléj Piotruś. — Potrzeba zaś żebyś wiedział, iż za nim biegać muszę, że mi nie łatwo się doprosić.
Bojarski podumał trochę, ale się nie zmieszał wcale.
— Tak — szepnął — ale w najgorszym razie, gdyby w przecięciu zarobiło się od rubla do dziesięciu złotych, dlaczegoby to nie miało starczyć na życie?
— Z głodu umrzéć wprawdzie nie można, ale ani utyć także — uśmiéchnął się kwaśno Piotruś. — Tyś chyba na anachoretę stworzony.
— Nie — odparł Bojarski — ale zawsze to sobie za zadanie ważne zakładałem, aby nawyknąć do najprostszego sposobu życia i umiéć się obchodzić jaknajmniejszém. Natura szczęściem obdarzyła mnie temperamentem, który na zmysłowe pokusy nie czyni zbyt czułym. Wychowałem się ubogo, nie mam ani zepsutéj gęby, ani nałogów.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/395
Ta strona została skorygowana.